Jestem dyrektorem centrum kultury w dużej gminie z turystycznym potencjałem. Nie wiem, kiedy dokładnie zaczęło się to zjawisko, ale w pełni widoczne stało się dla mnie tego lata. Co roku mamy studentów na praktykach wakacyjnych. Zawsze był to dość pogodny czas — nowi, młodzi ludzie, wakacyjne projekty. Zawsze znalazł się ktoś z zespołu, kto był chętny wprowadzić ich zarówno w życie instytucji, jak i nowe obowiązki. Towarzyszyła temu przyjazna atmosfera, dużo śmiechu, widoczne było wsparcie młodego człowieka w nowym środowisku. W tym roku jakoś zabrakło tego nastroju. Owszem, mieliśmy znów studentów na praktykach, ale — oprócz podstawowego wprowadzenia ich w życie instytucji — nikt nie garnął się do zintegrowania ich z zespołem. Wtedy zauważyłem, że w ogóle ostatnio trudno o spontaniczność w zespole, wszyscy wydają się apatyczni i mniej chętni do podejmowania wyzwań.
Czy mógłbym z tym coś zrobić?
Jestem dyrektorem muzeum, które postawiło na edukację. To coś, co nas wyróżnia i co przyciąga różne grupy wiekowe. Zespołem edukatorów kieruje energiczna osoba z bogatym doświadczeniem międzynarodowym i dobrymi pomysłami, ale niestety ze słabą znajomością pracy w polskim środowisku. Z kolei kuratorzy wystaw nie są przyzwyczajeni do tak prominentnej roli edukatorów. W konsekwencji obydwa zespoły są w poważnym konflikcie, który rzutuje na jakość pracy.
Co można zrobić w takim przypadku?